Na drogach ekspresowych maksymalna prędkość samochodów osobowych to 100 km/h, dla ciężarówek i pojazdów z przyczepą 80 km/h. Na autostradzie w Portugalii można jechać z maksymalną prędkością 120 km/h kierując samochodem osobowym, ciężarówki mogą jechać maksymalnie 90 km/h, a pojazdy z przyczepą 100 km/h. Ukraina jeszcze nigdy nie była tak bogata, choć nadal jest biedna 28 November 2021 / 0 Komentarze / w gospodarka , Wydarzenia / Przez Karol Kaźmierczak Ukraina zakończy bieżący rok z najwyższym Produktem Krajowym Brutto w swojej historii. Dlaczego bogata Afryka jest biedna? Dlaczego Afrykańczycy mimo wydobywania ogromnych i różnorodnych bogactw naturalnych jakie kryje w ziemi Afryka nie są W punkcie startu PKB Polski i Ukrainy były na podobnym poziomie: w 1990 r. ze wskazaniem na Ukrainę. Jednak od tego momentu polski wskaźnik nigdy nie spadł – od razu widoczne były w tej sferze reformy ekonomiczne. Natomiast PKB Ukrainy spadało całą dekadę (w latach 1990-1994 łącznie aż o prawie 50%). Weź udział w sondzie Dlaczego Afryka jest biedna? w Zapytaj.onet.pl. Pytania . Wszystkie pytania; Hiszpania i Portugalia (1119) Holandia (182) Kujawsko Decyzja o przyszłości domu Hitlera ze sporem w tle. W poniedziałek wieczorem (17.10.2016) specjalna komisja składająca się m.in. z historyków, prawników i polityków debatowała o Discord "Globusy Globalisty": https://discord.gg/tYKhgafGrecja to państwo z niesamowicie bogatą historią, pięknymi plażami oraz tysiącami jakże klimatycznych H6Rk. opublikowano: 16-10-2005, 20:43 Portugalia jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, w którym występuje najgłębsza przepaść między biednymi a bogatymi, co jest sytuacją typową dla krajów rozwijających się - wynika z danych opublikowanych w niedzielę przez pozarządową organizację Oikos. Portugalia jest krajem członkowskim Unii Europejskiej, w którym występuje najgłębsza przepaść między biednymi a bogatymi, co jest sytuacją typową dla krajów rozwijających się - wynika z danych opublikowanych w niedzielę przez pozarządową organizację Oikos. Według tej pozarządowej organizacji ds. rozwoju, w rękach 100 największych fortun w Portugalii skupia się 17 procent PKB. Podczas gdy co piąty Portugalczyk żyje na granicy ubóstwa, 20 procent najbogatszych ludzi kontroluje 45,9 procent dochodu narodowego. Oikos podaje, że 40 procent kobiet w Portugalii uważa, że nie może zaspokoić podstawowych potrzeb. Według tej organizacji, świadczy to o tym, że subiektywne odczuwanie ubóstwa odbiega od danych oficjalnych. W poniedziałek przypada Światowy Dzień Walki z Ubóstwem. © ℗ Podpis: Polska Agencja Prasowa SA W czasach, gdy największe kluby świata układają harmonogramy przygotowań sezonu pod kątem marketingowym, takie spotkania odeszły już do lamusa. W 1995 r. Real Madryt zmierzył się z Motorem Lublin Ówcześni mistrzowie Hiszpanii nie dali większych szans piątej drużynie polskiej drugiej ligi. Królewscy wygrali 7:0, a na listę strzelców wpisali się Ivan Zamorano i Michael Laudrup Dla Motoru sukcesem było już to, że do tego meczu w ogóle doszło. O zorganizowaniu spotkania zadecydowało zrządzenie losu, a podróż do Szwajcarii przebiegała w urągających warunkach Choć mecz z wielkim Realem Madryt dla większości piłkarzy Motoru był najciekawszym wydarzeniem w karierze, kilka miesięcy później życie dopisało przykry scenariusz Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej W Realu grała wtedy cała plejada gwiazd. Luis Enrique, Fernando Hierro, Michael Laudrup, Raul, Fernando Redondo, Manuel Sanchis, Ivan Zamorano — tych zawodników nie trzeba przedstawiać żadnemu szanującemu się piłkarskiemu kibicowi. W Motorze wystąpili natomiast zawodnicy, których trudno byłoby pewnie wymienić obecnym fanom klubu z Lublina. Największe kariery z tamtej ekipy zrobili Rafał Dębiński i Tomasz Jasina. I to nie na boisku, a obok niego. Obaj od lat są komentatorami, odpowiednio Canal+ Sport i TVP Sport. Wtedy o przygodzie z mikrofonem pewnie jeszcze nie marzyli. 30-letni Jasina miał za sobą wiele występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Oprócz Motoru, którego jest wychowankiem, grał w Stali Stalowa Wola i ŁKS-ie Łódź. 17-letni Dębiński dopiero wchodził do zawodowego futbolu. Później zaliczył dwa występy w ekstraklasowej Legii Warszawa. To ja miałem być pierwszym Polakiem w FC Barcelona Jak zatem się stało, że drużyna, która niespełna rok później z hukiem spadła do III ligi, zmierzyła się z wielkim Realem Madryt? — Do wyjazdu doszło w dużej mierze dzięki mojej znajomości ludzi w Szwajcarii, Władysława Kozubala, który był zainteresowany wytransferowaniem Rafała Szweda z Motoru Lublin do Lausanne Sports — mówi w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet ówczesny trener Motoru Roman Dębiński. — W ramach transakcji miał doprowadzić do meczu z Realem Madryt. Zaoferował też, że zapewni przejazd i hotel. Z początku byłem do tego bardzo sceptycznie nastawiony, ale miałem kilku kolegów na miejscu, więc wykonałem parę telefonów. Mirek Tłokiński powiedział, że Kozubal nie jest wiarygodną osobą, ale jeśli podpiszę dobrą umowę, to dlaczego mamy nie spróbować. I wszystko się udało. Warunki na miejscu były na najwyższym poziomie — dodaje prywatnie ojciec Rafała Dębińskiego. Nie mogło być inaczej, wszak mecz odbył się w kurorcie Vevey, malowniczo położonym nad Jeziorem Genewskim. W trakcie podróży już tak kolorowo nie było. — Nie lecieliśmy samolotem, tylko jechaliśmy autokarem. To był nasz klubowy pojazd, więc dla nas nie było to nic specjalnego. Poza odległością, którą trzeba było przebyć. Jechaliśmy dobę, co było uciążliwe, ale nikt z nas nie narzekał. Perspektywa gry z Realem to było coś ekscytującego, więc trudy podróży zostały zamiecione pod dywan — mówi nam Jasina. Ojca nigdy nie poznał, matkę wywieźli do Niemiec. Do dzisiaj nikt nie może mu dorównać Długo nie roztrząsano także zgrzytu, który miał miejsce przed odjazdem z Lublina. — Jak weszliśmy do autokaru, oczywiście okazało się, że działacze zajęli najlepsze miejsca. Poprosiłem ich, żeby usiedli jednak po dwóch, bo zawodnicy, w miarę możliwości, muszą usiąść pojedynczo — wspomina Roman Dębiński. Trenerowi utkwiło w głowie także to, że gdy kierowca hamował, to spomiędzy kół wydobywał się dym. W obie strony udało się na szczęście dotrzeć bez szwanku. Sędzia z finału Ligi Mistrzów Dla piłkarzy Motoru była to wielka przygoda, w niektórych przypadkach nawet szczytowe osiągnięcie kariery. Ambicji zatem nie można było im odmówić. — Do 22-25. minuty nie wyglądało to źle. Utrzymywał się wynik 0:0, powinien być rzut karny dla nas, oddaliśmy strzał, fantastycznie łapał Darek Opolski. W Realu wszystko aż kipiało. Jednak wtedy Fernando Hierro bardzo ostro wszedł w Dominika Malesę — wspomina Roman Dębiński. — Dominik przeprowadził parę groźnych akcji prawym skrzydłem, więc po prostu w pewnym momencie został wycięty. Zszedł z boiska ze skręconym stawem skokowym, wrócił do gry po paru miesiącach — mówi nam Rafał Dębiński. Ta sytuacja dodała Królewskim animuszu, a Motor zaczął słabnąć. — Przy stanie 0:0 mieliśmy jedną sytuację. W polu karnym upadł Krzysiek Klempka. On nie był nawet wtedy formalnie piłkarzem Motoru. Był u nas na testach, a ostatecznie nie podpisano z nim kontraktu. Czy powinniśmy dostać "jedenastkę"? Pewnie gdyby sędzia okazałby trochę przychylności, to i tak niewiele by to zmieniło — wspomina Jasina. Fernando Hierro i Dominik Malesa Trudno posądzić Kurta Roethlisbergera o stronniczość, wszak Real i tak by wygrał. Faktem jest jednak, że szwajcarski arbiter był już wtedy na fali opadającej. Jeszcze w 1993 r. prowadził finał Ligi Mistrzów między Olympique Marsylia a AC Milan, ale już w kolejnym roku na mundialu zbyt długo nie posędziował. Po wpadce w meczu Niemcy — Belgia, gdy nie podyktował karnego za faul Thomasa Helmera na Josipie Weberze, więcej na boisko już nie wyszedł. Potem został dożywotnio zdyskwalifikowany za ustawienie meczu Ligi Mistrzów w 1996 r. "Tato, ale on ma szybką tę nogę" — Real potraktował ten mecz bardzo poważnie, jak na standardy spotkania sparingowego. To nie było, broń Boże, podejście w stylu: "A, wychodzimy przeciwko jakimś leszczom z Polski, to się pobawimy". Było widać piłkarską klasę, mimo że pod względem fizycznym nie byli jeszcze na optymalnym poziomie. To był dla nich bodajże pierwszy mecz podczas letnich przygotowań do sezonu — przypomina sobie Jasina. — Real bardzo podobał mi się w tym meczu. Grał bardzo mądrze. Zupełnie tak, jak w tych meczach, które widywaliśmy wtedy w telewizji. Zmiany kierunku gry, ogromne przyspieszenie, cudowna technika... Możliwość zmierzenia się z takim przeciwnikiem to była wielka przyjemność — zaznacza Roman Dębiński. — W głowie utkwiła mi przede wszystkim bramka Michaela Laudrupa. W jednej akcji założył naszym piłkarzom dwie siatki, a potem jeszcze przelobował naszego bramkarza. I to nie byli byle jacy piłkarze, tylko z doświadczeniem ligowym, jak Janusz Zych i Grzegorz Komor, a między słupkami stał młodzieżowy reprezentant Polski Darek Opolski — opisuje Rafał Dębiński. — Imponował też Ivan Zamorano. Miał nieprawdopodobny wyskok. To było po prostu niesamowite. Krył go zawodnik, który miał 190 cm. Jak Chilijczyk wyskoczył do piłki, miał pośladki na wysokości głowy naszego kolegi — dodaje. Foto: Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu / omówienie Real Madryt przed meczem z Motorem Lublin Choć Motor przegrał 0:7, trener Motoru mógł mieć powody do zadowolenia. — Na meczu była kadra Orłów Górskiego. I ci zawodnicy, którzy na mistrzostwach świata w 1974 r. zajęli trzecie miejsce, byli pod wrażeniem naszego zaangażowania. "Zagraliście bardzo poprawny mecz" — powtarzali — twierdzi Roman Dębiński. — Oczywiście, broń Boże, nie zagraliśmy jak równy z równym. Ale myślę, że piłkarze Realu cieszyli się, że na takim etapie dostał przeciwnika, który się nie przestraszył i grał w piłkę — dodaje. Pietra nie miał także Dębiński junior. — W końcówce wpuściłem mojego syna i kopnął Raula w stopę. Wołam go i pytam, co to miało być. "Tato, on ma bardzo szybką tę nogę" — mówi ze śmiechem ówczesny trener Motoru. — Wszedłem na 20-25 minut. Grałem na Fernando Redondo. Wtedy zrozumiałem sens powiedzenia, że ktoś ma klej w nodze. Miałem wrażenie, że piłka nie odkleja mu się od lewej stopy. A na dodatek był to kawał chłopa, do tego szybki i z niesamowitą techniką. Na boisku pojawił się też Raul, który był po pierwszym sezonie w Primera Division — zaznacza Rafał Dębiński. Piłkarzom Motoru pozostały piękne wspomnienia i kilka zdjęć. O wymianie koszulek mogli tylko pomarzyć. — Tak dość chłodno podeszli do tego tematu. Owszem, jakieś wspólne zdjęcia jeszcze tak, ale żadnej wymiany sprzętu nie było. Szybko zapakowali się do szatni, potem wsiedli do autokaru i tyle ich widzieliśmy — mówi Jasina. — Akurat ja nie chodziłem za nimi, ale wiem, że chłopaki straszliwie polowali na koszulki. Piłkarze Realu twierdzili, że mają tylko jeden komplet. Nie można tego w sumie wykluczyć, bo to były inne czasy niż teraz — dodaje Rafał Dębiński. Obecnemu komentatorowi Canal+ utkwiła w głowie jeszcze jedna rzecz. — Po meczu podeszło do nich parę nastolatek. Dostały od nich autografy i padły na kolana, zaczęły płakać, krzyczeć. Zupełnie jak widziało się to w filmach o Beatlesach. Ci piłkarze byli dla nich bogami — wspomina. Przykry epilog Motor Lublin nigdy nie był czołową polską drużyną, a w połowie lat 90. zmierzał ku sportowemu upadkowi. — Sytuacja finansowa klubu była już tragiczna — mówi Rafał Dębiński. — Mnie to aż tak bardzo nie dotykało, bo miałem 17 lat i mieszkałem z rodzicami. Ale dla chłopaków, którzy mieli rodziny na utrzymaniu i przez parę miesięcy nie dostawali pieniędzy, to był niemały kłopot — dodaje obecny komentator Canal+. Wtóruje mu Jasina. — To było takie ostatnie tchnienie drużyny, w której było kilku dobrych zawodników. Nie roztrząsam tego, czy to była wina działaczy, czy efekt ekonomiczno-gospodarczych zmian, które miały miejsce w Polsce. Sposobem działaczy na ratowanie się z zapaści finansowej była wyprzedaż zawodników. Wtedy klub wypłacał nam pieniądze, ale drużyna była coraz słabsza. W efekcie takiej polityki personalnej klub radził sobie coraz gorzej — zauważa wychowanek Motoru. Po powrocie do Polski trzeba było zmierzyć się z szarą rzeczywistością. — Cały wyjazd był dla nas dużym obciążeniem fizycznym. Zwłaszcza powrót był uciążliwy, bo przyjechaliśmy zmęczeni, a zaraz graliśmy mecz z Hetmanem Zamość. To był jeden z przykładów niekompetencji naszych działaczy — nie ma wątpliwości Roman Dębiński. Foto: Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu / omówienie Motor Lublin przed meczem z Realem Tomasz Jasina drugi z lewej w górnym rzędzie Po powrocie do Polski Motor nie był już w stanie się odkręcić. Ekipa z Lublina przegrała 0:6 z Szombierkami Bytom, a w całym sezonie wygrała zaledwie dwa razy i z hukiem spadła do III ligi (obecnie II). — Ten wyjazd tak naprawdę nam nie pomógł, bo przygotowania do sezonu zostały przez to zachwiane. Podróż odebrała nam cztery dni normalnych treningów. Ale pozostały niezapomniane wspomnienia — podsumowuje Rafał Dębiński. Nie najlepiej poczynał sobie też Real Madryt. Choć to tak naprawdę eufemizm, bo Królewscy zajęli dopiero szóste miejsce w hiszpańskiej ekstraklasie. Był to ich najgorszy wynik od blisko 20 lat. 30 lipca 1995 r.: Motor Lublin — Real Madryt 0:7 Bramki: Zamorano (dwie), Nando, Michel, Amavisca, Laudrup, Alfonso Sędzia: Kurt Roethlisberger (Szwajcaria) Widzów: 3511 Motor: Opolski, Komor, Malesa (Brzozowski), Szwed, Wieleba (Jastoński), Jasina, Romańczuk, Zych (Dębiński), Kasperek, Klempka, Adamczyk. Trener: Roman Dębiński. Real: Canizares (Buyo), Chendo (Soler), Lasa (Quique Flores), Hierro (Alkorta), Milla (Sanchis), Nando (Redondo), Victor (Raul), Michel (Luis Enrique), Esnaider (Zamorano), Michael Laudrup (Alfonso), Amavisca (Alvaro). Trener: Jorge Valdano *** Jego wzrok pogorszył się z dnia na dzień. Najpierw w jednym oku. Zajęcia na hali, uderzenie piłką w twarz i Michał Globisz znalazł się w szpitalu. Później gasła widoczność w drugim oku. Mimo to zasłużonego trenera i wychowawcę młodzieży wciąż można spotkać na trybunach stadionu w Gdyni – przychodzi na mecze, a koledzy opowiadają mu, co dzieje się na boisku. W "Prześwietleniu" opiekun złotych medalistów mistrzostw Europy sprzed lat opowiada o nauce nowego życia i ustawiania głowy pod takim kątem, żeby na przystanku dostrzec numer nadjeżdżającego trolejbusu. Skip to content O nasKontaktThe MagazineO nasKontaktThe MagazineO nasKontaktThe Magazine Jedź do Portugalii. 15 ciekawostek na temat Portugalii, o których nie wiedziałem przed wyjazdemJedź do Portugalii. 15 ciekawostek na temat Portugalii, o których nie wiedziałem przed wyjazdemPortugalia to piękny kraj. O tym akurat wiedziałem na długo […] Portugalia to piękny kraj. O tym akurat wiedziałem na długo przed wyjazdem. Na miejscu jednak dowiedziałem się dużo, dużo więcej. Pojechaliśmy do Portugalii popróbować surfingu. Surfing był, więc było zajebiście. Ale poza samym surfingiem było też i wiele innych atrakcji. Portugalia to przepiękny i niesamowicie ciekawy kraj. Rękoma, nogami i innymi kończynami podpisuję się pod stwierdzeniem, że warto go odwiedzić. Tymczasem z mojego dwutygodniowego wyjazdu wyłuskałem kilka ciekawostek, o których warto wiedzieć. Południe kraju, Lizbona, Porto Poszczególne części Portugalii różnią się od siebie, choć nie aż tak może znacząco. Południe kraju (Faro, Lagos i okolice) to miejsce niesamowicie nastawione na turystykę. Praktycznie wszystko tu kręci się wokół turystów. Każdy oferuje im jakieś usługi. Czas płynie tu wolno i leniwie, nikomu nigdzie się nie spieszy. Wypoczywający tu turyści też raczej hołdują zasadzie, że jeśli wypoczynek, to tylko poprzez smażenie skóry na słońcu, jedzenie, picie i nic nie robienie. Ewentualnie jeszcze zwiedzą okoliczne jaskinie, klify, czy miasteczka. Lizbona i jej okolice to miejsce, do którego po prostu muszę wrócić. To właśnie tu najbardziej mi się podobało. Cholernie mi się podobało. Z jednej strony jest przepięknie. Sama Lizbona jest wspaniała, a okolice Lizbony – Cascais, Estoril i pobliskie wybrzeża są po prostu niesamowite (co najmniej dwa, czy trzy opowiadania o piratach wymyśliłem spoglądając na pobliskie skalne wybrzeża). Z drugiej zaś strony ludzie tu mieszkający, czy wypoczywający żyją „normalniej” niż na południu kraju (znacznie więcej widać tu osób uprawiających sporty, dzieciaków idących do szkoły, czy ludzi jeżdżących do „normalnej”, nieturystycznej pracy). Turystów jest masa, ale nie przeszkadzają oni specjalnie w niczym (no może nie licząc ogromnych kolejek do najbardziej popularnych turystycznych miejsc). Porto z kolei jest miejscem stosunkowo dziwnym i na swój sposób przerażającym. Ale i pociągającym zarazem. Klimat tam panujący mi się podobał. I to bardzo. Trochę jakbym trafił do Mordoru. Albo co najmniej do dobrej powieści kryminalnej. Wyjeżdżając z Porto przeglądałem trochę różnych zdjęć z przewodników reklamujących to miasto. Na 95% z nich widać było to samo miejsce. Nabrzeże, naprzeciwko winnic. I faktycznie samo miejsce jest urokliwe i bardzo przyjemne. Problem tylko w tym, że poza tym miejscem więcej przyjemnych miejsc w Porto nie ma (przynajmniej w tym ścisłym centrum, na starym mieście). Opuszczając tę jedną uliczkę widzimy niesamowite ilości zamkniętych, zabitych dechami, czy zamurowanych budynków i kamienic. Widząc ekskluzywną restaurację, otoczoną kilkunastoma zamkniętymi, zabitymi dechami kamienicami – nie możesz oprzeć się wrażeniu, że stało się tu coś złego. W głowie od razu tworzą ci się myśli z serii „ci ludzie musieli chyba w pośpiechu stąd uciekać, pozostawiając swoje domy, takie zresztą piękne i w takich niesamowitych miejscach ulokowane”. Nie wiem na ile ta myśl jest prawdziwa, ale ciężko było się od niej opędzić. Prawdziwe jest natomiast jedno… Porto to niezłe miejsce na ulokowanie historii jakiejś dobrej mrocznej książki. Surfing (i inne aktywności) w Portugalii Yeah… that could be a perfect plan for the rest of my life. Or at least something I need to do much more often. #surf #surfing #portugal #ocean #waves #board #guincho #beach #sport #life View on Instagram Portugalia to zdecydowanie kraj sportów wodnych. Niesamowite warunki sprzyjają aktywnościom typu sporty deskowe na wodzie. Surfing, windsurfing, kitesurfing, bodyboarding, skimboarding… coś niesamowitego. Dla wszystkich fanów tego typu sportów (w tym dla mnie) to będzie miejsce, za którym długo się płacze po wyjeździe. Niesamowite warunki (słońce, ocean, fale, piękne plaże, klify) sprawiają, że chcesz tu zamieszkać i nigdy już tego miejsca nie opuszczać. Do wszystkich tego typu sportów zdecydowanie polecam zachodnie wybrzeże. To tam są najlepsze plaże i prawdziwe fale. Południe Portugalii jest ok, ale z zachodnim wybrzeżem nic się nie może równać. Polecam w szczególności: Cascais i pobliską plażę Praia do Guincho (z własnego doświadczenia). Z opowieści innych polecę: Peniche, Ericeira. No i oczywiście Nazare, ale to już dla zawodowców. Noclegi Nocowaliśmy przede wszystkim w hostelach, raz (w Lagos) wynajęliśmy duży apartament dla nas wszystkich. I cóż mogę powiedzieć? Jest stosunkowo niedrogo (np. noc w hostelu to koszt kilkunastu euro, a często w to wliczone jest śniadanie), a warunki są genialne. Hostele (przynajmniej te, w których my nocowaliśmy) są designerskie, mają niesamowity klimat, oferują naprawdę fajne warunki, a ludzie tam pracujących są naprawdę przyjacielscy i skorzy do wszelkiej pomocy. Apartament, który my znaleźliśmy w Lagos był niesamowity, bardzo duży, w pełni wyposażony. A do tego miał ogromny taras, a do naszej dyspozycji mieliśmy też pobliski basen i kort tenisowy (za darmo). Do poszukiwań noclegów w Portugalii polecam: Hostelworld, AirBnb i My nocowaliśmy w: Clube Marina Park Lagos Rossio Hostel Blue Boutique Hostel & Suites Oporto City Hostel Zwiedzanie Zwiedzać w Portugalii można naprawdę wiele. My raczej staraliśmy się unikać zwiedzania wszystkich tych miejsc mocno obleganych przez turystów. Szkoda nam na to było czasu. Zwiedzaliśmy raczej z zewnątrz, gdzieniegdzie tylko wchodząc do środka. Dla tych wszystkich, którzy jednak lubią zwiedzać wszystkie te turystyczne miejsca, Portugalia ma do zaoferowania mnóstwo, naprawdę mnóstwo niesamowitych budowli, muzeów, katedr, kościołów, pomników, placów, galerii itd. Tych, którzy (jak my) wolą zwiedzać „naturę”, Portugalia na pewno nie zawiedzie. Niesamowite widoki, wybrzeża, klify, plaże, wydrążone przez ocean studnie, tunele, jaskinie. I niesamowite efekty wizualne i dźwiękowe odbijających się o skały fal oceanu. Ja tu w szczególności polecam wybrzeże przy Cascais (Boca do Inferno i dalej w kierunku Praia do Guincho). Moje najulubieńsze miejsce. Portugalia i pogoda Pogoda w Portugalii to dość ciekawa sprawa. Jest tam gorąco. Nawet wtedy kiedy wszyscy przepowiadają deszcze. Jechaliśmy do Portugalii w połowie września. Okazało się, że wszystkie serwisy pogodowe na czas naszego pobytu przepowiadają deszcze i burze. Na miejscu zaś… słońce i słońce. Jakieś deszcze też były, ale bardzo krótkie, delikatne i praktycznie zawsze w nocy. Raz zdarzył nam się deszcz za dnia, który potrwał trochę dłużej (jak się następnego dnia dowiedzieliśmy od miejscowych – był to deszcz, który sparaliżował zupełnie nieprzystosowaną do takiej pogody stolicę kraju). O pogodę więc nie ma się co bać. Nawet jak przepowiadają deszcze, to na miejscu i tak pewnie zastaniesz piękne słonce, wysokie temperatury i ciepły ocean. Transport w Portugalii Transport publiczny w Portugalii jest drogi. Podróżowaliśmy czym tylko popadło, zarówno taksówką, jak i autobusem, metrem, tramwajem, czy pociągiem. Wszystkie te formy transportu są niestety drogie. Jeszcze metro, czy tramwaje w Lizbonie i Porto najdroższe nie są (trochę ponad 1 euro za bilet pozwalający na godzinny przejazd). Zdecydowanie bardziej boli reszta. Autobus miejski z Estoril na plażę to koszt ponad 6 euro w jedną stronę (dwa autobusy po 3 euro każdy). Autobus z Lagos do Lizbony to koszt około 20 euro. Podobnie pociąg z Lizbony do Porto – ponad 20 euro. Z kolei taksówka z lotniska w Faro, do Lagos – blisko 120 euro. Do tego stosunkowo ciężko jest podróżować pomiędzy małymi miejscowościami (np. na południu Portugalii). Często dojazd z jednego miejsca, do innego – w którym coś fajnego można zobaczyć – oznacza konieczność podróży z przesiadkami, a same autobusy odjeżdżają stosunkowo rzadko. Dobry tip: warto rozejrzeć się za alternatywnymi formami transportu. Na przykład w Cascais można wypożyczać rowery za darmo na cały dzień. A podróż takim rowerem, przy takich widokach – stary, coś pięknego! Ceny Nie licząc transportu – ceny są w porządku. Jedzenie w restauracji niewiele droższe niż w Polsce. Ceny w sklepach podobne jak w Polsce. Alkohol – szczególnie wino – znacznie tańsze. Alkohol cięższy (np. wódka) droższa (w przeliczeniu około 50 złotych). Ceny noclegów podobne jak w Polsce. Wynajęcie sprzętu do sportów wodnych (np. do surfingu, windsurfingu, czy kite’a) podobnie jak w Polsce (20 euro za dzień). Wszędobylskie narkotyki To było jedno z największych zaskoczeń wyjazdu. W Lagos stosunkowo często pytano nas na ulicy, czy czegoś nie chcemy kupić. Ale to co działo się w Lizbonie… to już było coś z innej planety. Kto był, ten przybije mi piątkę, bo nie przesadzę chyba specjalnie jeśli powiem, że oprócz ciągle i na każdym kroku słyszanego obrigado, najczęściej słyszanymi przeze mnie słowami w Lizbonie były „Hasz, kokaina?”. Nie trzeba z hostelu wychodzić, by co najmniej dwa razy to pytanie usłyszeć. Spacer głównymi ulicami, to pewne 10-15 propozycji na godzinę. Kobiety i mężczyźni Wszystkie jadące z nami dziewczyny jechały tam z nieskrywaną nadzieją – iluż to pięknych, wysportowanych i opalonych Portugalczyków spotkają. Miały robić zdjęcia Portugalczyka Dnia każdego jednego dnia wyjazdu. I faktycznie kilku takich spotkały (nie wiem jak wyszło ze zdjęciami). Ale co ciekawe… to raczej nas, facetów, mogłaby boleć szyja od ciągłego obracania się za przypadkowo mijanymi dziewczynami. Tak, Portugalki są naprawdę ładne. Portugalia i jej jedzenie Jedzenie w Portugalii można chyba określić na dwa sposoby. Po pierwsze… ciężkie. Portugalskie jedzenie jest ciężkie. Mięso lubią krwiste (jeśli zamawiasz w restauracji burgera – lepiej uprzedź, że chcesz mocno wysmażonego, inaczej dostaniesz niemalże surowego). Kiełbasy są tłuste. Jedzenie jest po prostu ciężkie. Po drugie… owoce morza, ryby. Takiego wyboru ryb jaki jest w portugalskich sklepach, nie doświadczyłem chyba nigdy wcześniej. Do tego w każdym miasteczku targi rybne. Dla wszystkich, którzy gustują w potrawach z owocami morza, czy świeżych rybach – to jest raj na ziemi. WiFi wszędzie Internet w Portugalii jest wszędzie. W każdym hostelu, w apartamentach, w każdej restauracji, w każdej knajpie, na dworcach autobusowych, czy kolejowych. I wszędzie jest darmowy. Język Język portugalski jest ciekawy. Brzmi trochę jak połączenie hiszpańskiego i rosyjskiego. Nie uczyłem się go nigdy, ale wydaję mi się stosunkowo łatwy do nauczenia. Po kilku dniach spędzonych w Portugalii byłem już w stanie zrozumieć pojedyncze słowa, określenia, czy zwroty. Od samego początku nie miałem też problemu w rozłożeniu wypowiadanych przez Portugalczyków zdań na pojedyncze słowa. Spróbuję kiedyś się tego języka nauczyć. Podoba mi się. Angielski? Wszędzie. Bez problemu można się porozumieć praktycznie z każdym (z ludźmi w restauracjach, hostelach, wypożyczalniach, kasach dworcowych, na lotniskach, z kierowcami autobusów, taksówek itd). Przez cały wyjazd spotkałem tylko jednego Portugalczyka, który nie mówił po angielsku. Ale on sam podszedł do mnie na ulicy, pytając o drogę. Czyżbym po dwóch tygodniach już wyglądał jak miejscowy? :) Wypożyczalnie samochodów Samochód chcieliśmy wypożyczyć. Chcieliśmy, ale nic z tego nie wyszło. Powodów było kilka. Pierwsza sprawa. Ceny wypożyczenia samochodu nie są jakieś przeogromne, ale są za to depozyty. Depozyty, które do małych nie należą. W zależności od wypożyczalni wynosiły od kilkuset do kilku tysięcy euro za samochód. Depozyty pozostawia się w formie blokady określonej kwoty na karcie kredytowej. Ja jednak bałem się ich i unikałem jak ognia. Czemu? Bo ponoć wypożyczalnie tych depozytów zwracać nie lubią (przynajmniej w całości). To przeczytałem w komentarzach różnych ludzi na forach internetowych, to samo też usłyszałem od kierowcy taksówki na miejscu. Wypożyczalnie lubią wstrzymywać się ze zwrotem depozytu kilka dni od oddania samochodu, po czym po tych kilku dniach (kiedy nie ma już nas na miejscu) wyszukiwać wszelkich możliwych zarysowań, czy brudów, by część z tego depozytu pozostawić dla siebie. Nie wiem czy tak jest naprawdę, ale wolałem nie ryzykować. Druga sprawa. Nie mając wcześniej zarezerwowanego samochodu bardzo ciężko jest o samochód na miejscu. Obeszliśmy i obdzwoniliśmy kilka, jak nie kilkanaście różnych wypożyczalni samochodów w Lagos i okolicach. W żadnej z nich nie było wolnych samochodów. Na lotnisku kilka wolnych samochodów było, ale ceny… jak to na lotnisku. Trzecia sprawa. Trzeba uważać na dodatkowe opłaty. Nie występują w każdej wypożyczalni, ale w kilku z nich takie wypatrzyliśmy. Dodatkowe 20 euro za sprzątanie samochodu po oddaniu, dodatkowe 20 euro za (i tak w tym samochodzie umieszczony na stałe) sprzęt do wykupu przejazdów autostradami, dodatkowe opłaty za oddanie samochodu po jakiejś godzinie, za oddanie go w jakiejś innej części miasta itd. Można też wypożyczać skutery i motory. Wypożyczenie takie jest jednak dość drogie + znów wymagany jest wysoki depozyt. Portugalczycy lubią trąbić Portugalczycy do specjalnie ruchliwych, aktywnych i wiecznie spieszących się narodów na pewno nie należą. Powiedziałbym raczej, że podchodzą do wszystkiego na totalnym (naprawdę totalnym!) luzie. Ale jednak kiedy wsiądą do samochodu… szczególnie w Lizbonie – budzą się do życia. Uwielbiają na siebie trąbić. Samo jeżdżenie samochodem po Lizbonie do łatwych nie należy (niesamowicie wąskie uliczki, dużo pieszych, wszędzie różne wzniesienia), a jeszcze to ciągłe trąbienie na siebie dodaje pare punktów do skali trudności. Po meczu Akurat byliśmy w okolicy stadionu Benfici Lizbona w trakcie kiedy odbywał się na nim mecz ligowy. Nauczony polskim doświadczeniem (mieszkam w Gdyni, gdzie jak jest mecz Arki, to unika się wszelkiej komunikacji miejskiej w odległości kilku kilometrów od stadionu), chciałem wraz ze wszystkimi jak najszybciej się z okolicy ulotnić, aby nie trafić na kibiców po zakończeniu meczu. Nie udało się. Trafiliśmy do metra akurat w momencie, kiedy zeszło do niego największe natężenie wszelkiej maści kibiców Benfici. (…) I co z nimi? Nic. Wszyscy byli spokojni. Jedni uśmiechnięci, inni smutni. Rozmawiali albo się śmiali. Było miło i przyjemnie. Wszyscy ubrani w odpowiednie klubowe koszulki, szaliki, bluzy. Wszyscy normalni. Nie było widać pijanych, nie było widać agresywnych. Zupełnie jak nie po meczu. Jak nie po polskim meczu. Myślę, że może też cię zainteresować: Malta i Gozo (i Comino). Historia pewnego wyjazdu. A jeśli lubisz słuchać o podróżach, to ta rozmowa pewnie Ci się spodoba. Nie zapomnij też spojrzeć na mój kanał – znajdziesz tam trochę filmów (w tym również z podróży), które mogą ci się spodobać. Na co dzień edukujemy i pomagamyZapisz się do listy mailingowej i bądź członkiem społeczności ponad 1000+ subskrybentów zainteresowanych tematami FinTech i marketplace. Nie wysyłamy niechcianych treści. Zawsze też możesz się szybko i bezpiecznie z listy wypisać. 2 komentarze Kresy 15 września, 2017 at 9:44 am Świetny wpis! Dzięki za świetnie przedstawione Ciekawostki, z pewnością się mi przydadzą. Pozdrawiam, Kamil […] niespotykanego: zorganizować wyjazd i zaprosić do niego innych. Tak też zrobiłem, wymyśliłem Portugalię, która okazała się jednym z najlepszych wyjazdów w moim życiu. Rok później zrobiłem […] Comments are closed. StrategiaGo-to-market strategy, strategie biznesowe, IT, marketingowe, płatnościowe MarketingOd strategii, po wdrożenie. Działania digital marketingowe dedykowane branży FinTech i marketplace. FinTech marketing RegulacjeConsulting, doradztwo i wdrożenie. Od krajowych i międzynarodowych regulacji, po standardy i zalecenia branżowe. Software development Pomagamy firmom z FinTech i marketplaceButikowa firma consultingowa wyspecjalizowana w branżach FinTech i marketplace. Pomaga budować produkty, które zmieniają świat handlu i finansów na całym świecie. Założona w 2019 r. przez Karola Zielinskiego. © Copyright 2019 - 2022 | All Rights Reserved | Powered by Zielinski & co Page load link Polski Go to Top NOWY! Autor: Andrzej S. | Dodano: 2021-03-01 13:47:08 Fatima połączona ze zwiedzaniem ciekawych miejsc i odpoczynkiem w Algarze. Poruszać się będziemy głównie wynajętym w Porto samochodem. Termin: Jeśli chcesz dołączyć proszę o kontakt: awos@ NOWY! Autor: Staszek | Dodano: 2021-03-11 16:42:14 Portugalia jest biedna . Jak byłem ostatnio to jakiś Bułgar biegał za mną z maczetą . Tłumy ukrainców , tłumy . Blask złotych zębów może oślepić . Nie wspomnę o kieszonkowcach i złodziejach ktorych w Portugali jest palaga. Marysi z którą byłem ukradli saszetkę . Bertusowi zajumali buty. Nigdy tam więcej nie pojadę . Portugalia mega droga i nic tam wartościowego nie ma Hiszpania to inna sprawa . Hiszpania jest cudowna i bezpieczna .. NOWY! Autor: Sceptyk | Dodano: 2021-03-14 06:48:16 Panie Staszku jakieś totalne bzdury pan opowiada. Portugalia jest bezpieczna i gościnna. Ludzie dobrze mówią po angielsku w przeciwienstwie do Hiszpanów. Ceny też niższe niż w Hiszpanii. Ukraińcy są też w Polsce i raczej nie mają złotych zębow, pomyliły się panu nacje. Więcej milości bliźniego. NOWY! Autor: Rowerzysta | Dodano: 2021-03-18 19:17:50 Poruszać się w Portugalii rowerem /samochodem też/to koszmar w porównaniu z Hiszpanią. Na drogach jest bardzo niebezpiecznie. Nie wiem dlaczego jest,aż taka różnica na +++ Hiszpanii, gdzie pieszy,rowerzysta czuje się i jest bezpieczny na każdej drodze ,szybkiego ruchu też. Obowiązkowa odległość samochód-rower 1,5 m jest w Hiszpanii stosowana w praktyce z nawiązką i przesadą przez 95% kierowców. O wyprzedzaniu na trzeciego nie ma mowy. Hiszpania jest piękna,bezpieczna i warta powrotów. Przejechane w tym kraju około 7-8 tyś km NOWY! Autor: Onyx | Dodano: 2021-03-19 08:51:03 Oczywiście jak przedmówcy Popieram . Hiszpania jest bezpieczna i nie patologiczna jak portugalia . Nigdy nic złego mnie w Hiszpani nie spotkało . A z tlumami bułgarów i ukrainców i skosnokich to prawda bo pracują w firmach sadowniczych . Mnie nikt nie okradł ale moją kolezankę w Portio juz tak . Co do bezpieczeństwana drogach to Hiszpania na plus. NOWY! Autor: Piotr Paweł | Dodano: 2021-03-19 17:31:48 Co wy macie z tą Portugalią?! Piękny kraj, bardzo mili i sympatyczni mieszkańcy -przeszedłem camino Lizbona-Fatima-Santiago,mieszkałem miesiąc w Lizbonie-zawsze czułem się bezpiecznie i komfortowo,nigdzie nie spotkało mnie nic złego, a wręcz przeciwnie-nocowałem często w namiocie w zupełnie nieoczekiwanych miejscach i wszędzie spotykałem się z sympatią i zrozumieniem -zapewne w nieodpowiednich miejscach wszędzie znajdziesz nieodpowiednich ludzi i nie ma znaczenia czy to Hiszpania, Portugalia,czy Polska... Wszystko zależy od Ciebie! BC

dlaczego portugalia jest biedna